Pomieszczenie, w którym się znalazł, przesiąknięte było
nieznośnym smrodem wilgoci i rozkładu, na brudnobiałych, obdartych
prawie w całości z farby ścianach rysowały się mokre, ciemne
plamy, a z sufitu sypał się, zdobiąc kosmyki jego włosów, szary
proszek. Wzdrygnął się, kiedy poczuł kurz osiadły na swoich
nagich, nieprzykrytych materiałem koszulki ramionach i rzęsach oraz
brwiach, gdzie drażnił nieustannie. Ostra, szorstka lina, gruba na
parę centymetrów, oplatała go niczym masywny wąż boa,
utrudniając oddychanie, a ciągnące się pod splotami sznura żyły,
zmiażdżone uciskiem, z oporem transportowały krew do dłoni i nóg.
Rozbieganym wzrokiem wędrował po pomieszczeniu i stwierdził, że
oprócz zimnego, metalowego krzesła, na którym siedział,
znajdowały się tu tylko stare, przeżarte rdzą rury, ociekające
wodą i pokryte dziwnym, zielonkawym nalotem. Zwisająca z sufitu
żarówka migotała złośliwie.
Przerażenie ścisnęło mu gardło, kiedy poczuł szczęknięcie
przeładowywanego pistoletu muskające jego uszy.
Zagryzł wargę, chcąc powstrzymać jej niekontrolowane drżenie, a
kiedy ciemna, wychudła, chłopięca sylwetka przysłoniła mu widok,
z głębi jego gardła wydostało się graniczące z jękiem
westchnięcie ulgi.
– Taemin? Taemin, c-co się stało? – wykrztusił, kiedy
wspomniany imieniem pochylił się nad jego twarzą, chwytając ją w
obie dłonie i kciukami rozcierając rzeźbiące na policzkach
szczeliny łzy.
Chłopiec sięgnął za siebie, z kieszeni spodni wyciągając
smoliście czarny, mały pistolet, który zabłysnął złowrogo w
rzucanym przez żarówkę brudnym świetle.
– Wiesz, że cię kocham? – zapytał powoli, a tańczące mu w
oczach szaleństwo przyspieszyło tempo swoich kroków. – Nigdy o
tym nie zapomnisz, prawda?
Kilka krótkich milisekund potem pełne, poziomkowe usta chłopca
spoczęły na tych jego, łącząc ich wargi w powolnym, głębokim
pocałunku, który smakował chłodem żelaza i gorzką wilgocią;
łącząc w ostatnim, niemym pożegnaniu gorących języków.
Poczuł twardą lufę pistoletu na skroni i zadrżał, pozwalając
łzom spłynąć po nosie i rozbić się o zniszczoną, drewnianą
podłogę w harmonii z paraliżującym hukiem wystrzału, który
prześwidrował powietrze.
[301]
a/n: dziwne to tak trochę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz