25 czerwca 2015

trzydzieści dwa


Ciche westchnienie wysmyknęło się spomiędzy moich warg, kiedy z przyprószonymi zmęczeniem powiekami, kilka minut po północy, przekroczyłem próg sypialni celem opadnięcia na miękki materac i oddania się w ciepłe ramiona snu, wyczerpany po ciężkim dniu w pracy. Na łóżku, pośród niezliczonych warstw śnieżnobiałej pościeli, siedział, z głową opartą o wezgłowie i nogami zgiętymi w kolanach, srebrzystowłosy chłopiec, ubrany w nieco zniszczoną, za dużą na siebie koszulkę, która sięgała mu do połowy nagich ud. Uśmiechnąłem się na widok książki w jego drobnych dłoniach, pokonując dzielący mnie od łóżka dystans i usiadłem przed nim.

Nie podniósł wzroku ani nie odezwał się, kiedy zamknąłem jego lewą kostkę w uścisku palców i pociągnąłem do siebie, chcąc oderwać go od lektury. Zmarszczyłem czoło, przenosząc dłoń na łydkę, gdzie pod niesfornymi palcami poczułem rzekę aksamitnie gładkiej skóry całkowicie bez skazy, która pachniała cytrynowym żelem pod prysznic i nim samym.

Zafascynowany swoim nowym odkryciem zagryzłem wargę celem powstrzymania szerokiego, wkradającego się na moją twarz uśmiechu i w milczeniu badałem fakturę nagich nóg chłopca, pragnąc zapamiętać każdy milimetr kwadratowy idealnie miękkiej, czystej skóry kostek, łydek i kolan. Przełknąłem ślinę i podniosłem wzrok, a napotkawszy zarumienione policzki srebrzystowłosego oraz cień zawstydzenia tańczący w tęczówkach skierowanych na mnie oczu, wydusiłem z siebie:

– Wydepilowałeś nogi.

– J-Ja... umm, to znaczy... – wymruczał pod nosem z zażenowaniem, po czym szybko dodał, kończąc na jednym wdechu: – pomyślałemżetakiecisięspodobają.

Opuścił głowę i przygryzł dolną wargę, jednocześnie odkładając książkę na poduszkę obok, by po chwili zacząć nerwowo miąć brzeg koszulki w trzęsących się dłoniach. Uśmiechnąłem się niebezpiecznie szeroko, bo prawie poza kontur twarzy i pochyliłem się delikatnie, a kiedy wargami musnąłem ciepłą, wrażliwą skórę kolana, składając na nim motyli, przelotny pocałunek, chłopiec zderzył się ze mną wzrokiem, rumieniąc się – jeżeli to w ogóle możliwe – jeszcze wyraziściej, aż jego twarz przybrała kolor maliny.

– Są idealne, skarbie.

[304]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz