17 czerwca 2015

dwadzieścia cztery

Nieobecnym wzrokiem wędrowałem po rozgrzanej promieniami zachodzącego słońca płycie lotniska, nie zwracając uwagi na wykonujące dziwne piruety białe, uskrzydlone maszyny, niektóre z nich niewątpliwie szykujące się do startu. Skrzyżowane na piersi ramiona drżały mi lekko, ale tylko przez kilka krótkich, pierwszych minut, kiedy umięśniona, potężna sylwetka jednego z samolotów dotarła na odległy pas startowy, niczym przyczajony, ukryty pomiędzy zielonymi krzakami kot szykując się do poderwania z ziemi. Z zaciśniętymi zębami obserwowałem pozbawione gracji ruchy, które wykonywał, dzierżąc bolesną świadomość, że do ponownego spotkania z siedzącym w środku maszyny chłopcem właśnie zaczęły dzielić mnie długie trzy miesiące.

Zagryzłem wargę, choćby na krok nie odstępując rozciągającego się z panoramicznego okna widoku. Nie chciałem wracać do domu, który przywitać mógł mnie jedynie nieznośną pustką i chłodem przez najbliższe bardzo długo.

Nienawidzę rozstań, stwierdziłem po raz enty, z ukrytą na końcu świadomości myślą, że za każdym razem musiało to brzmieć tak samo żałośnie.

Westchnąłem, widząc, że samolot zaczyna pędzić po pasie startowym, rozrywając swoim ostrym dziobem arkusze powietrza stojące mu na przeszkodzie. Po kilku ciągnących się w nieskończoność sekundach oderwał się od ziemi, wznosząc w nieopisany żadną miarą błękit, zabierając ze sobą tak drogą mi osobę. Siłą woli walczyłem z chęcią wybiegnięcia na zewnątrz i ściągnięcia maszyny z powrotem na ziemię własnymi dłońmi.

Przez długi czas samolot nie znikał z pola mojego widzenia, jego mała, ledwie dostrzegalna na niebie sylwetka pozostawiała za sobą biały, długi ogon, który obserwowałem ze ściśniętym podkradającą się pustką sercem.

Odwróciłem się na pięcie, mrucząc pod nosem niezrozumiałe nawet dla mnie słowa głębokiej dezaprobaty. Szybkim krokiem skierowałem się do dużych, znajdujących się na drugim końcu hali drzwi, z oczami pełnymi wspomnień niedawnego pożegnania. Wzdrygnąłem się w próbie odzyskania wyrazistości obrazu.

– Minho!

– Taemin?! – wydobyło się z mojego gardła, kiedy dostrzegłem pędzącego w moją stronę długowłosego chłopca, z walizką w jednej ręce i torbą w drugiej. – T-Twój samolot...

– Odleciał, tak, wiem – przerwał mi spokojnie. – Czy ty naprawdę myślałeś, że wytrzymam bez ciebie te trzy miesiące?

[330]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz