12 czerwca 2015

dziewiętnaście

HYUNG! HYUNG, WYGRALIŚMY!

Chłopięce, radosne nawoływanie z trzaskiem eksplodowało w moich uszach i zamrugałem, zdezorientowany oraz całkowicie na nie nieprzygotowany, a wzrok rozbiłem o roziskrzone, czekoladowe tęczówki, otoczone rzęsami niczym cierniową koroną, które zaczęły się do mnie zbliżać, aż stały się wszystkim, co mogłem dostrzec i z chciwością zamienione w ruinę, wchłaniane wszystkimi zmysłami otoczenie odeszło w nieistnienie, błogie i ciche, bowiem zniszczone zostało młodym oraz żywym siedemnastolatkiem, z malinowym uśmiechem i zaróżowionym, zmarszczonym ze zmęczenia nosem w momencie zaatakowania mnie swoim roześmianym, dziecięcym urokiem, ciepłem, emanującym z ciasno zaciśniętych na moim karku ramion i smukłych ud, których delikatne pocałunki, składane mi na biodrach, niczym nieśmiałe, kilkuchwilowe muśnięcia motylich skrzydełek ożywiały uśpione w skórze łaskotki, budząc również uśmiech na moich ustach oraz barwiąc wszystkie kłębiące mi się w świadomości słowa odcieniami roztopionego w oczach chłopca słonecznego strumienia, kiedy wirowaliśmy, razem, zagubieni w chaotycznym, nowo poznanym tańcu – tangu dwóch serc – i ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie było ani mnie, ani jego, bowiem indywidualizm nie miał tu prawa istnieć, nie miał tu znaczenia, za to byliśmy my, oczarowani melodią zmieszanych ze sobą oddechów i roziskrzonych spojrzeń, zapomniawszy o świecie ciesząc się drżącą, niepewną bliskością, źródłem rumieńców i śmiechu, za nic robiąc sobie morze bezimiennych widzów i natarczywość obecnych tu, śledzących wszystkie nasze ruchy kamer, które... które nie wydawały się być ważne w odróżnieniu od delikatnych, pachnących truskawkowym szamponem włosów chłopca, ze śmiechem łaskoczących mi czubek nosa – w ich kosmykach, zniszczonych i suchych, schował się wówczas strach i zawstydzenie i sądzę, że właśnie to stanowiło niezaprzeczalną przyczynę naszego zachowania, beztroskiego i odważnego w nieodpowiedzialności – a w dwie chwile potem coś ciepłego musnęło mi usta, zostawiło na nich niewidoczną gołym okiem bliznę, ciepłe, niesamowicie miękkie wargi młodszego znalazły się na tych moich i na kilka krótkich milisekund zatraciliśmy się w sobie, z zarysowanym w oczach szokiem zachłysnęliśmy się uwięzionymi w nas słowami, ale nie tylko, bowiem za rozpaloną skórą skrywało się błaganie o nieprzerywanie tego czynu, błaganie o więcej, choć nie mogło ono zostać wysłuchane, nie wówczas ani nie w przyszłości, umarło w momencie wysunięcia się pleców młodszego z objęć moich ramion, rozproszyło się razem z ciepłem siedemnastoletniego ciała i pozostawiło po sobie milion obietnic, które wiedziałem, że musiały zostać złamane, skazane na margines naszych świadomości, ale chociaż znałem prawdę, znałem zapisaną mi w kontrakcie samotność, miałem cichą, nieśmiałą nadzieję, że...

… że być może takie właśnie było tango naszych serc.

[402] 

a/n: ok, to mnie zmęczyło, pierwszy raz napisałam coś takiego to tak bardzo omg i szczerze mówiąc nie wiem, czy ma sens, ale... anyways, zainspirował mnie ten przecudowny koala hug i musiało znaleźć się tu coś o nim <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz