10 lipca 2015

czterdzieści siedem

Urwane, zalane winem i zszarzałe, nieme, łaskotało mnie w dłoń stare, zrobione z uśmiechem, zdjęcie, tak dobrze mi znane, ale – nieważne, że zabrzmi to idiotycznie – zimne i obce równocześnie i niechciane uśmiechało się smutno, krwawiąc ze zniszczonych czasem obramowań. Zmarszczyłem brwi, a następnie westchnąłem i zrzuciłem z materaca koce oraz koszulkę celem usadowienia się na nim, nie wiedząc, co zrobić z intruzem, łańcuchem kurzu i słonecznych, letnich dni, które ozdobiło uczucie.

Ciemno-niebieska wiatrówka, narzucona na ramiona, leniwie osiadała na ziemi, cudem niezabrudzona, kończąc się na udzie właściciela – nie licząc ciuchu, właśnie ono, muśnięte słońcem i mleczne, nieco zasłonięte dłońmi, stanowiło centrum obrazu, otoczone sadzawkami mchu – i zanim uświadomiłem sobie, że to niemożliwe, uniosłem wzrok celem zerknięcia na uśmiech dwudziestolatka.

Momentalnie skrzywiłem się na widok materaca oraz rozrzuconych na nim albumów.

Urwane słówka, urwane muśnięcia ust, urwane zderzenia oczu, urwane uściski... urwane fotografie.

Wstałem z łóżka, mnąc wiatrówkę oraz udo w dłoni, a zniszczone doszczętnie niczym koszykarz wrzuciłem do kosza.

[163] 


a/n: krótkie, wiem, ale właśnie o to mi tu chodziło. osoba w wiatrówce może - ale nie musi - być taeminem. 
co ten autor miał na myśli

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz