Szeroki
cień instruktorki niespodziewanie opada na mnie i zagarnąwszy na
bok miedzianą, wiecznie nieuczesaną i nierówną grzywkę unoszę
głowę, z niechęcią przenosząc wzrok na tańczące w oczach
kobiety, rozognione iskierki zirytowania, na widok których na moim
karku budzą się zimne, łaskoczące dreszcze, a wywołana
nieoczekiwanym spotkaniem dezaprobata wykrzywia mi usta, dotychczas
nieruchome i zaciśnięte w wąską, ledwie widoczną kreskę.
Marszczę brwi i czekam, aż wydobędzie z siebie głos, skrzekliwy i
wysoki, za każdym razem tak samo raniący uszy, w międzyczasie
tocząc walkę z samym sobą o zachowanie opanowanego wyrazu twarzy i
zignorowanie chęci na natychmiastową ucieczkę, która wątpię,
czy zakończyłaby się dobrze, bo, szczerze mówiąc, nie uważam
się za wybitnie uzdolnionego w biegach na długie dystanse.
– Taemin, czy
mógłbyś zatańczyć dziś na próbie z Minho? Sumin zachorowała i
niestety nie mam nikogo wolnego, a wiem, że...
Mrugam, zszokowany,
a następnie przełykam ślinę, chcąc przepchnąć zaległe w
gardle serce, którego bicie zagłusza dalsze słowa kobiety, bo,
nie, to niemożliwe, nie ma mowy, abym zezwolił temu idiocie na
dotykanie mnie tam, gdzie sobie tego wyraźnie nie życzę, śnię i
niech mnie ktoś, błagam, uszczypnie albo wyskoczy zza zawieszonych
na ścianie luster, krzycząc „mam cię!”, żebym mógł rzucić
w niego wiązką przekleństw i uświadomić, że ma w domu źle
zaznaczoną datę w kalendarzu, bo dziś zdecydowanie nie mamy
pierwszego kwietnia,
cotowogólezapomysłniechmniektośstądzabierzeonachybacałkowicieoszalała–
Nagłe szarpnięcie
wyrywa mnie z zamyślenia i nim zdążam zaprotestować, instruktorka
wyrzuca mnie w stronę wspomnianego chłopaka, który z dłońmi w
kieszeniach kurtki stoi na środku sali i z niespotykanym wyczuciem
chwyta mnie za ramiona, chroniąc od zderzenia ze swoim ciałem.
Wzrokiem badam wnętrze brązowych, okrągłych oczu tancerza, które,
takie mam wrażenie, uczą się każdego fragmentu tych moich na
pamięć i wzdrygam się mimowolnie, zawstydzony obecną na lustrze
czekoladowych tęczówek śmiałością.
Westchnięcie
chłopaka wybucha w zawieszonym między nami powietrzu i w mgnieniu
oka silna dłoń spoczywa na moich plecach, przez co wszystko się
rozprasza, chłodne opuszki palców tańczą na ukrytych w skórze
zakończeniach nerwowych i odwracam wzrok, karcąc się w myślach,
ponieważ to niedorzeczne i idiotyczne, że–
– Przepraszam, że
musisz ze mną tańczyć – słyszę w swoim uchu i zamieram, ale
kiwam głową, kiedy muzyka zaczyna strumieniem krążyć w moich
żyłach, niosąc rozluźnienie, lecz wszystko niweczy śmiech
towarzysza, który sprawia, że na kilka krótkich chwil tracę
równowagę, a dreszcz usadawia się na mięknących kolanach.
– Nie –
przerywam mu. – N-Nie masz za co przepraszać, wszystko... wszystko
w porządku, tylko... tylko masz za wysoko rękę.
– Teraz dobrze? –
mruczy, z dłonią na moim biodrze, a kciukiem minimalnie wsuniętym
za materiał rurek, które dziś zdecydowałem się założyć, co
sprawia, że biorę oddech, chcąc, z nieco marnym skutkiem, uspokoić
drżenie całego ciała, ale odpowiadam, słabo i cicho:
– Tak.
[448]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz