7 lipca 2015

czterdzieści cztery

Drżące zawołanie dzwonka niczym śmiercionośna fala przetoczyło się przez szkolne korytarze, wyrwawszy mnie z zamyślenia tańcząc na krawędzi moich uszu, co sprawiło, że niemal automatycznie zgarnąłem do torby zniszczone książki i zgryzione ołówki, z ciężkim westchnięciem unosząc się z krzesła. Wolną dłonią przeczesałem włosy i w milczeniu, nie chcąc uczestniczyć w zdawałoby się nieodłącznym wyścigu do drzwi, czekałem, aż inni uczniowie opuszczą salę. Słońce, które mogłem dostrzec wiszące wysoko za oknem, wyraźnie drażniło obecnych na dworze, bezimiennych przechodniów i automatycznie uśmiechnąłem się na ten widok – wiem, wiem, mała wredota ze mnie – a następnie, w momencie, w którym uznałem, że uda mi się w stanie nieuszkodzonym wydostać na korytarz, ruszyłem.

– Taemin?

Odwróciłem się i dostrzegłem za sobą wysokiego, ciemnowłosego chłopaka z wręcz niezdrowo dużymi oczami, którego usta, ciemno-malinowe, naznaczone moim imieniem, wykrzywiały się w uśmiechu. Ze skupieniem zlustrowałem go wzrokiem i stwierdziłem, że ma całkiem ładne... szczerze mówiąc, całkiem ładne wszystko. Odchrząknąłem i odezwałem się, trochę za cicho, ale na szczęście słyszalnie:

– Znam cię?

– Nie – zaśmiał się, mamrocząc niewyraźnie z dłońmi w kieszeniach.

Zamrugałem, w szoku, nie wiedząc, co robić, lecz na nim nie zrobiło to wrażenia i widocznie nie zamierzał zniknąć – z uśmiechem na ustach obserwował mnie w milczeniu, aż udało mi się rozsadzić ciszę swoim zapytaniem:

– Coś się stało? Czeg-

Nie dał mi szans na dokończenie, a w momencie, w którym w moich dłoniach znalazło się nieznane, należące do niego urządzenie – telefon – to urwane słowo, rozbite na małe okruszki, niezauważone zawirowało na czarnym ekranie. Uniosłem brwi, co nie uszło uwadze ciemnowłosego, więc zaraz odezwał się, szybko i nieskładnie:

– Numer – usłyszałem – muszę mieć numer... umh, widziałem cię z nim na ostatnim meczu, nie znam z imienia... czarne włosy, w czarnych ciuchach, często się obok ciebie kręci.

– Kim Kibum?
– Kim Kibum.
Skinąłem ze zrozumieniem, w milczeniu walcząc ze śmiechem i nie, wcale nie zapomniałem wspomnieć, że osoba z czarnymi włosami, w czarnych ciuchach, która często się obok mnie kręci, ma dziewczynę; z uśmieszkiem widocznym zamiast na ustach, to w oczach, dodałem numer i oddałem urządzenie rozradowanemu adoratorowi.
Podziękował i odszedł, i nie minęła minuta, a usłyszałem dźwięk wiadomości – mówiłem, że mała wredota ze mnie?

[369]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz