31 maja 2015

siedem

Po kilkunastu minutach bezcelowego przeglądania archiwum wiadomości w telefonie wstałem z długiej, beżowej kanapy w poczekalni na polecenie niskiego fryzjera z nieco gadzią twarzą (w żadnym wypadku nie była brzydka, po prostu wyglądała nieco... dinozaurzo) i zadbanymi, jakżeby inaczej, włosami, pofarbowanymi na trzy różne kolory. Uśmiechnął się, obrzucając moje długie kosmyki ciekawskim spojrzeniem i ruchem ręki poprosił, bym usiadł na fotelu.

– Obcinamy, zgaduję? – zaśmiał się radośnie, a jego oczy rozbłysły.

– Tak – potwierdziłem słabo, nie czując się wcale pewnie.

Kątem oka uchwyciłem wchodzącego przez drzwi salonu wysokiego bruneta, którego duże, brązowe oczy otaczały krótkie loki.

– Musiałeś długo zapuszczać – zauważył dinozaur, wyraźnie pod wrażeniem. – Nieco szkoda to teraz brać pod nożyczki... Myślałeś może o farbie?

Pokręciłem głową, zaskoczony bezpośredniością chłopaka.

– Bardzo dobrze byłoby ci w blondzie... idziesz na to? – zapytał z entuzjazmem, po chwili odwracając się do chłopaka w lokach. – Minho, skarbie, co o tym sądzisz? Obciąłbym nieco tu, potem wyrównał jakoś... nie wiem, o, tak... a potem... hm – westchnął ledwie zauważalnie i zaczął rozmawiać z chłopakiem, co puściłem mimo uszu.

– Tak byłoby ładnie – odezwał się Minho, gestykulując energicznie wokół mojej głowy. – Tylko nie przesadź z blondem, hyung.

Z każdą kolejną minutą coraz więcej miedzianych kosmyków upadało na ceramiczne płytki i ze zdziwieniem przyjąłem dziwne uczucie lekkości, które zaczęło wypełniać mnie od razu po chwyceniu przez chłopaka nożyczek. Ze skupieniem obserwowałem wszystkie jego poczynania, przy okazji przyłapując wyższego na przyglądaniu się mojemu odbiciu w lustrze.

– Skończone! – cichy pisk ekscytacji wypełnił moje uszy kilkadziesiąt minut później. – Och, wyglądasz cudownie...

Idąc chodnikiem zatrzymywałem się przy dosłownie każdej wystawie sklepowej, z szeroko otwartymi oczami przyglądając się obcemu odbiciu i właśnie podczas podziwiania rozlewających się po kosmykach moich włosów blond refleksów przy opustoszałej kawiarni, czyjaś ciepła dłoń spoczęła na moim barku. Odwróciłem się, spojrzenie rozbijając o ciemnowłosego chłopaka z lokami.

– Masz może ochotę na kawę?

[317]

a/n: mogę zacząć piszczeć? *-*
     + zaczynam myśleć o zwiększeniu limitu słów (400 zamiast 300), ponieważ czasami naprawdę trudno mi się zmieścić... postaram się zdecydować na konkretną liczbę początku tygodnia ^^

30 maja 2015

sześć

Wzruszyłem zdrętwiałymi ramionami, zaciśniętą w pięść dłonią przetarłem zaspane oczy, rozprostowałem zmęczone nogi i postawiłem kilka małych kroków w przód, w morzu całkowicie obcych twarzy wypatrując mojego menadżera, który jeszcze pięć sekund temu stał obok mnie, a teraz jakby rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając samego sobie.

Westchnąłem, z rezygnacją siadając na ustawionej pod wysoką ścianą metalowej ławce. Twarz schowałem za kolorową laurką, którą przy wejściu na lotnisko wręczyła mi jakaś drobna, jasnowłosa dziewczyna, starając nacieszyć się krótką chwilą względnej dyskrecji z dala od ciekawskich spojrzeń rzucanych z drugiego końca hali.

– Taeminnie – usłyszałem obok siebie niski głos, na dźwięk którego mimowolnie podskoczyłem.

– Minho? C-Co ty tu robisz?!

Chwycił mój nadgarstek, ciągnąc za gruby, wysoki filar, który skutecznie odgrodził nas od innych obecnych na lotnisku pasażerów.

Włosy nadal miał nieuczesane po pobudce, a twarz wyglądała na nieświeżą i mogłem się założyć, że nie miał nawet czasu na umycie zębów.

– Masz codziennie do mnie dzwonić i nieważne, że będzie u mnie trzecia nad ranem czy po południu, będziesz zdawał mi relacje z każdego twojego dn-

– Też mi miło cię widzieć, Minho – przerwałem mu, zanim zdążył powiedzieć coś więcej.

– Masz słuchać się menadżera i nie robić głupstw, nie wychodzić samemu na miasto, poza tym nie życzę sobie wizyt w klubach po godzinie dwudziestej, szczególnie w piątki – kontynuował swoim monotonnym tonem, nie zważając na moją próbę protestu. – Bądź ostrożny przy przechodzeniu na drugą stronę ulicy i pod żadnym pozorem nie rozmawiaj z nieznajomymi, o, unikaj też ciemnych zaułk-

– Minho.

– Tak, skarbie?

– Czy mógłbyś, jak normalny chłopak, po prostu się zamknąć i pocałować mnie na pożegnanie?

– Och – zreflektował się błyskawicznie. – Jasne.
[280]

a/n: powódź feelsów, umarłam. cicho tu ;;

29 maja 2015

pięć


Ciepłe strużki potu rzeźbiły niewidoczne gołym okiem ścieżki na skórze mojej szyi, znikając pod prześwitującym materiałem koszuli, pomiędzy zakrzywieniami której tańczyło chłodne powietrze płynące z umieszczonego w ścianie wentylatora, a przyspieszony po wysiłku oddech zaczynał się powoli wyrównywać, kiedy pewnym krokiem przekroczyłem próg garderoby.

– Taeminnie – przepełnione entuzjazmem zawołanie wypełniło moje uszy – woah, to było niesamowite, naprawdę dobrze ci poszło!

– Minho-yah, mówisz to za każdym razem – westchnąłem, a chwilę później niespodziewany, dobiegający z widowni pisk zagłuszył wypowiedź siedzącego na krześle starszego.

Dziwne, następne nagrania powinny zacząć się dopiero za dwadzieścia minut.

– To tylko i wyłącznie twoja wina, miałbym czas na zebranie myśli i wymyślenie czegoś nowego, gdyby nie to, że tańczysz w niekompletnym ubraniu. Wierz albo nie, ale to rozprasza.

Otoczył mnie ciepłymi ramionami, czubkiem nosa wędrując po linii mojej szczęki i westchnął cicho z rezygnacją.

– Myślałem, że lubisz, kiedy chodzę w niekompletnym ubraniu – zaśmiałem się, uśmiechając złośliwie. – Zawsze ci się to podobało...

Znowu pisk, tym razem głośniejszy.

– Taeminnie, jesteś niemożliwy.

– Wiem – przytaknąłem. – Za to mnie kochasz.

Tym razem uszy prześwidrował mi nie pisk, ale prawdziwy, dziki krzyk, który sprawił, że na moich ustach wykwitł grymas bólu.

– Dlaczego tam jest tak głośno? – odezwałem się, zanim starszy zdążył chociażby otworzyć usta.

– Taemin-ssi?!

Odskoczyliśmy od siebie na dźwięk piskliwego głosu, a chwilę później drzwi stanęły otworem, ukazując w progu niskiego, czarnowłosego chłopca, którego wcześniej zauważyłem za kulisami.

– Taemin-ssi, nie wyłączyłeś mikrofonu.

[245]

a/n: taaak, trochę za dużo tu cukru, potrzebny angst... ;___;

28 maja 2015

cztery

– Hyuuuung, nie rozumiem... – cichy jęk skulonego na krześle obrotowym blondyna wypełnił pomieszczenie i głuchym echem odbił się od powierzchni brudnego okna, po krótkiej chwili swobodnego dryfowania w przestrzeni gubiąc się pomiędzy niezliczonymi zakrzywieniami porzuconej w nieładzie pierzyny. – To głupie. 

– Nie, Taemin, to wcale nie jest głupie. To po prostu matematyka – zaśmiał się siedzący po turecku na białym biurku brunet. – Czego dokładnie nie rozumiesz?

– WSZYSTKIEGO.

– Taeminnie... – westchnął ciemnowłosy, spoglądając na blondyna z cieniem rezygnacji czającym się w kąciku oka. Jednym zgrabnym ruchem zeskoczył z drewnianego mebla, przykucając obok młodszego. – Spróbujemy jeszcze raz, dobrze? Nie ma pośpie-

– Mówisz to już piąty raz, Minho! 

– Liczyłeś? – zapytał starszy z niedowierzaniem, unosząc brwi w geście zdziwienia.

Blondyn wydął wargi, które chwilę później opuścił cichy dźwięk na granicy jęku i prychnięcia, kiedy jedna z dłoni bruneta spoczęła na jego kolanie, masując je delikatnie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nigdy nie był wybitnie uzdolniony z matematyki i potrzebował pomocy wszędzie, gdzie obecne były liczby, jednak nie chciał, by z jego powodu inni marnowali swój czas, po raz enty tłumacząc mu jedno i to samo zadanie, którego i tak nie miał szansy zrozumieć.

– To głupie – powtórzył drżącym głosem, biorąc głęboki wdech w obawie, że jeszcze chwila i zamieni się w szlochającą, roztrzęsioną kulę rozpaczy. – Nigdy się tego nie nauczę.

– Nauczysz – zaprzeczył starszy, podnosząc się na równe nogi. – Spędzimy nad tym tyle czasu, ile będzie trzeba, żebyś wszystko zrozumiał.

– Minho, to zajmie lata...

– Czy wyglądam, jakbym miał coś przeciwko? – zażartował brunet, nachylając się nad twarzą młodszego. – Lubię spędzać z tobą czas – cichy szept opuścił jego usta, które chwilę potem czule objęły wargi blondyna, zamykając je w ciepłym, kojącym pocałunku.

[294]

27 maja 2015

trzy


– Dlaczego nie chcesz się zgodzić?

– Po pierwsze i drugie: jesteś chłopakiem. Po trzecie: jesteś moim bratem. Wystarczy?

– Prooooooszę? Kyungsoo powiedział, że-

– Przestań cały czas mówić o Kyungsoo! – krzyknąłem, porządnie zirytowany. – Kyungsoo to, Kyungsoo tamto, może jeszcze się z nim umówisz?!

Młodszy, siedzący obok na sofie chłopiec wytrzeszczył oczy, a odsuwając się nieznacznie zagryzł wargę, spoglądając na mnie z mieszanką strachu i niepewności. Prychnąłem, zły na samego siebie; rzadko kiedy zdarzało się nam kłócić o takie głupoty, a jeżeli już to robiliśmy, prawie zawsze kończyło się to niemile.

– Zgoda – wyrzuciłem z siebie, chcąc uniknąć niepotrzebnych krzyków i, co bardzo prawdopodobne, wyzwisk. – Zrobię to.

Zanim zdążyłem chociażby zamrugać, pomiędzy malinowymi wargami trzymał wąski, oblany czekoladą paluszek, uśmiechając się szeroko. Westchnąłem, automatycznie żałując swojej decyzji, ale wiedziałem, że wycofanie się teraz byłoby gorsze niż przyznanie się do tego, że, być może, w naprawdę małym, malutkim stopniu, byłem zazdrosny o własnego brata, dlatego też zacisnąłem zęby i bez słowa chwyciłem w zęby cienką pałeczkę, nachylając się nad jego twarzą.

Z każdym kolejnym ruchem ust paluszek się skracał, aż w końcu zniknął całkowicie, a nasze wargi zderzyły się ze sobą niespodziewanie, podczas gdy ostatnie okruszki przyprószyły sofę.

Wciągnąłem powietrze do ściśniętych płuc, smakując tego wrażliwego fragmentu skóry młodszego, który smakował świeżymi malinami z taką intensywnością, że nagle zapragnąłem więcej, że nagle zapragnąłem posunąć się tak daleko jak tylko możliwe, że nagle zapragnąłem nie przestawać przez naprawdę długi czas. Ciche westchnienie chłopca przelało się na moje wargi, kiedy swoje własne uchylił nieznacznie, pozwalając mi zbadać głębsze części jego ust.

I byłem stuprocentowo, całkowicie pewien, że nie mam żadnych, nawet najmniejszych powodów do zazdrości.

[274]

a/n: naprawdę tego nie ogarniam.

26 maja 2015

dwa

Gromadzące się nad miastem chmury pomrukiwały złowieszczo, barwiąc gęste, burzowe powietrze głębią swojego granatu oraz echem raniących uszy grzmotów. Niczym wykrzywione stalówki niedoświadczonych kaligrafów brudziły puste arkusze przestrzeni niezliczoną ilością egzotycznych wzorów i rozmazanych plam, gotowych bezpowrotnie rozproszyć się w czasie wraz z pierwszymi kroplami długo wyczekiwanego deszczu.

– W czymś pomóc? – usłyszałem cichy, zmęczony głos, którego echo zatańczyło w moich uszach, kiedy drzwi stanęły przede mną otworem.

Podniosłem wzrok, a moje spojrzenie rozbiło się o niezdrowo chudego, niewysokiego blondyna z papierosem chyboczącym się na krawędzi dolnej wargi. Jego oczy zasłaniała potargana grzywka, a zapadnięte policzki, chorobliwie blade, poorane były bliznami po zadrapaniach.

– Szukam starego przyjaciela, który kiedyś mieszkał w tym domu i zastanawiałem się, czy przypadkiem... czy przypadkiem nie wie pan, gdzie mogę go znaleźć...

– Starego przyjaciela? – zaśmiał się cicho. – Jego godność, jeżeli wolno zapytać...?

– Lee Taemin.

– Lee Taemin? Długie włosy, średniego wzrostu, nieco dziewczęca twarz?

Przełknąłem ślinę, przytakując.

– Niestety, ale obawiam się, że nie mogę pomóc. Wyprowadził się stąd trzy lata temu – powiedział powoli, uważnie obserwując moją twarz i zachodzące na niej reakcje. – Naprawdę mi przykro – powtórzył prawie szeptem.

xxx

Stał w kuchennym oknie, z odrzuconą na bok grzywką i papierosem w ustach, który chwilę później zgasił o brudną szybę. Dopiero wtedy udało mi się dostrzec ukryte pod kosmykami włosów oczy: orzechowe, cieszące niewysłowioną głębią koloru, goszczące tysiące bezimiennych gwiazd, planet, a nawet całych galaktyk; roześmiane, z czającą się w kąciku dziecięcą, łobuzerską iskrą, którą przyszło mi pokochać i porzucić jedenaście lat temu.

I dopiero kiedy pierwsze krople deszczu rozbiły się na powierzchni okna granatową, burzową plamą, zamazując zniekształconą przez czas twarz, odważyłem się odwrócić wzrok, budząc ukryty pod czerwoną maską auta silnik do życia.

[287]

a/n: okay, na początku mi się podobało, ale teraz mam wątpliwości. sama siebie nie rozumiem ;; 

25 maja 2015

jeden

Zachodzące słońce, którego tarcza wydawała się tonąć w bezkresie uśpionego oceanu, rozlewało arkusze czerwieni i pomarańczy na powierzchni bezchmurnego, błękitnego nieba, brudząc je niezliczoną ilością niesymetrycznych kleksów i egzotycznych wzorów. Jego ostatnie ciepłe promienie leniwie lizały złoty, lekko wilgotny piasek, ciągnący się długim strumieniem u moich nagich stóp i przesypujący się pomiędzy zmarzniętymi palcami. Ledwie widoczny uśmiech, którego niewyraźny szkic zarysował się na moich ustach, zagęścił gromadzące się wokół powietrze, wypełniając je roześmianymi iskierkami rozrzuconych w nieładzie myśli, które podrygiwały do dyktowanej przez szum fal i bicie mojego serca melodii. 

– Znowu mi uciekasz – usłyszałem za sobą delikatny, ciepły głos, po chwili echem tańczący w schowanych pod kosmykami włosów uszach. Silne, pewne dłonie od razu odnalazły drogę do moich osamotnionych, spragnionych dotyku bioder, a opuszki chłodnych palców niemal natychmiast natrafiły na ciągnące się na skórze, wyrzeźbione przez siebie dawno temu ścieżki.

– Myślałem, że to lubisz – mruknąłem cicho, bez reszty zatracając się w długo wyczekiwanym uścisku.

– Nie mylisz się – zaśmiał się dźwięcznie, wypełniając otaczającą nas pustą przestrzeń wesołymi odcieniami różu; zawsze wierzyłem, że gdyby śmiech potrafił przybierać określony kolor, właśnie tak wyglądałby ten jego. – Taemin-ah, dopóki mam pewność, że będę w stanie cię odnaleźć, możesz uciekać nawet na sam koniec świata. Tylko nie rób tego za często.

– Dlaczego?

– Nie lubię, kiedy cię przy mnie nie ma.

– Och – wyrwało mi się, kiedy niski szept obudził do życia ukryte na karku dreszcze. – Też tego nie lubię, hyung.

Kilka krótkich chwil później nasze zmęczone zbyt długą rozłąką usta zderzyły się ze sobą, łącząc w chaotycznym, nieposiadającym żadnego wyraźnie określonego taktu tańcu; w pocałunku, który smakował spienionym cappuccino i słoną, morską wodą.

– Tae-

– Minho... – ciche westchnienie opuściło moje wargi, przerywając mu w pół słowa.

– Co?

– Za dużo gadasz.


[299]

a/n: okay, mogę zacząć panikować? anyways, trochę tu cukru

15 maja 2015

informacje

nie wierzę, że to robię

Na początku wypadałoby się przywitać, ale że nie mogę znaleźć żadnego ładnego słowa powitania, którego mogłabym tu użyć, załóżmy, że zostało to już zrobione.


Będę szczera do bólu i powiem, że za pierwszym razem, kiedy pomyślałam o stworzeniu tak dużej serii drabbles, zaczęłam się śmiać, bo wydawało się być to naprawdę niemożliwe, bym zaangażowała się w coś tak mocno, by dotrwać do samego końca. 

Za drugim razem, czyli po napisaniu pierwszych kilku drabbles, stwierdziłam, że być może ma to sens i warto spróbować, chociażby dla samego pisania, po czym zaczęłam zastanawiać się nad tym nieco poważniej i planować niektóre miniaturki.

Za trzecim razem, po utworzeniu bloga, doszło do mnie, że tak, dam radę i doprowadzę to do końca.

Zwariowany, graniczący z szaleństwem pomysł na serię 366 drabbles - oto, dlaczego teraz piszę tego posta i dlaczego zżerają mnie nerwy, bo naprawdę nie chcę zawalić i porzucić tego projektu, jak to zdarzało się w przeszłości.

 Jeżeli nie będziecie mieli tego dość po tygodniu, uznam to za cud.

Nie do końca wiem, o czym mogłabym tu jeszcze powiedzieć, bo nie ma za dużo do tłumaczenia: codziennie (postaram się zdecydować na jedną, konkretną godzinę) będę tu dodawać jedno opowiadanie drabble z limitem słów wynoszącym 300 (jak napisałam w podstronie, nieuniknionym jest, bym czasami tej granicy nie przekroczyła, także proszę o wyrozumiałość). Będę się starać, by nie było tu zbyt fluffiasto lub angstowo, ale mam nadzieję, że wybaczycie ewentualny wodospad cukru i jednorożce/pochód pogrzebowy i ogólną rozpacz, bo w sumie wszystko zależy od humoru, jaki mam danego dnia ;;

Pierwsze drabble pojawi się 25.05.
atm.